W sadku wiśniowym przygotowano stół z jadłem. Bondarczukowa zaścieliła deski ręcznikami. W trawie stały flaszki z miodem, na ławach pod płotem sterty nakrajanego chleba. Trzy córki Bondarczuka i najmytka znosiły na blachach pieczeń wieprzową, miski z kapustą, stolnice pełne pierogów, nadziewanych kapustą, fasolą, śliwkami i serem. Daleka, biedna rodzina Bondarczukowej zajadała się, zlizując dokładnie smalec z palców. Gości przybywało, robił się tłok koło stołów, podsuwano puste ule do siadania. Mniej ważni i młodzież siadali na ziemi, stawiając sobie miski i cucyki na trawie, na łopuchach i kaszkietach. Kto się spóźnił, ten, stojąc, dźgał scyzorykiem nad głowami poważnych biesiadników w głęboką miskę. Poddiaczy kradł w zamieszaniu butelki miodu i wynosił do muzykantów za ogrodem.
Leopold Buczkowski, Wertepy, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1973, s. 168.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz